niedziela, 26 kwietnia 2009

nagle wali się scenografia i gasną światła,
opada kurtyna i nie widać już nic.
zapada przeraźliwa ciemność i nawet atłasowe muśnięcie zasłon nie koi.
myślał, że nie ma pytań bez odpowiedzi-
ale takich jest najwięcej.
gdy zobaczył jej łzy, zrozumiał , że kobiety zrodziły się z wody.
gdyby ona zobaczyła jego łzy, pewnie nic by nie powiedziała.
stałaby i patrzyłaby.
myślałaby. miałaby tysiące hipotez.
ale nic by nie powiedziała.
nie powiedziałaby nic.

obudziła się w masce błazna.
miała białą twarz, niewyrażającą żadnych uczuć,
uroniła ostatnie łzy i rozwiesiła je na sznurku.
już dawno wyschły.
od tamtej pory nie potrafiła już płakać.
umiała tylko myśleć.


nigdy nie było Ich.
była Ona. był On.

życie jest jedynie przelotnym cieniem, żałosnym aktorem, co przez godzinę puszy się i miota na scenie,
po czym znika. opowieścią idioty, pełną wrzasku i wściekłości,
a nie znaczącą nic.
to chyba z Makbeta. lubię ten fragment.

1 komentarz: